Kampong Thom,
27-29.01.2012
Ciekawą sprawą à propos Kambodży jest to, że mamy póki co wrażenie, że występują tu wyłącznie dwa typy miejscowości. Albo takie, gdzie liczba przyjezdnych na kilometr kwadratowy przewyższa liczbę tutejszych albo takie, gdzie turystów prawie nie ma. Albo ulice miasta zostały szczelnie przykryte grubą warstwą turystycznej infrastruktury albo znalezienie tam jednej knajpy z menu w języku innym niż khmerski* może być nie lada zadaniem. Poza stolicą i kilkoma większymi miastami, reszta kraju to totalna prowincja, gdzie pośród lasów, pól i pastwisk znajdują się jedynie pomijane przez odwiedzających kraj niewielkie mieściny i wioski, do których nie dotarła jeszcze cywilizacja (w zachodnim znaczeniu słowa), a życie toczy się w zupełnie innym, leniwym rytmie. Nam to jak najbardziej odpowiada, więc tym bardziej cieszy, że przy okazji przejazdu przez Kampong Thom właśnie takie miejsce udało nam się odwiedzić.
Krótki pobyt w Kampong Thom był dla nas naturalnym rozwiązaniem w związku z tym, że zgrabnie dzielił nam na pół trzystukilometrowy dystans pomiędzy Phnom Penh a Siem Reap. Nazajutrz po przyjeździe wsiedliśmy na Przegrzebka i wybraliśmy się na przejażdżkę po okolicy, za cel obierając sobie znajdujące się nieopodal ruiny świątyń Sambor Prei Kuk, których mury, choć zapewne nie do końca tego świadome, pamiętają jeszcze czasy Piasta Kołodzieja. Mimo imponującej metryki nie zrobiły one na nas oczekiwanego wrażenia i nie zabawiliśmy tam długo. Wyjazd nie okazał się jednak całkowicie bezowocny, bowiem w drodze powrotnej mogliśmy na spokojnie rozkoszować się niezwykłą urodą kambodżańskiej wsi.
To co ma się okazję oglądać wzdłuż dróg krajowych to jedno, ale gdy tylko opuści się ich asfaltową nawierzchnię, skręcając w którąś z zasypanych ceglastą ziemią bitych dróżek, trafia się do totalnie odrealnionego świata. Czas w nieokreślonej bliżej przeszłości zatrzymał się tam w miejscu, a jedynymi widocznymi gołym okiem przejawami kontaktu ze współczesnością są nieliczne motory, których pojawieniu się każdorazowo towarzyszą wzbijane w powietrze tumany pyłu. Piękno tego typu miejsc opiera się w głównej mierze na ich niezwykłej naturalności. Okoliczne krajobrazy są po prostu zachwycające, ale jeszcze większe atrakcje czekają, gdy na chwilę chociaż zatrzyma się w którejś z wiosek. Ludzie mieszkają tam, bez wyjątku, w drewnianych domach ustawionych na wysokich, ponad dwumetrowych palach, których konstrukcja nie zmieniła się zapewne od wieków. Jako że gospodarstwa ogrodzone są od pozostałych jedynie prowizorycznymi płotkami, po całej wsi nieskrępowanie hasają psy, kury, gęsi, krowy, a także upaprane błotem świnie i majestatyczne bawoły. Brakuje chyba tylko wielbłądów.
Kolejną kwestią jest to, że na prowincję nie dociera sieć energetyczna, więc po zmroku jedyne źródła względnego światła zapewniają domowe mini-elektrownie w postaci specjalnie przystosowanych do tego akumulatorów samochodowych. Rytm życia, tak jak przed laty, ściśle wyznaczają wschody i zachody słońca oraz pory roku. Aktualnie nie ma tu okresu siewów ani żniw, więc dla miejscowych jest to świetny czas na oddawanie się swoim rozrywkom. Podczas gdy kobiety zbierają się na schodach swoich chat i wymieniają się najgorętszymi ploteczkami, mężczyźni rozgrywają zacięte pojedynki siatkarskie na znajdujących się tu co krok boiskach.
Wszystko dzieje się bardzo powoli i nikomu nigdzie się nie spieszy. Już po kilku chwilach również i nam się to udzieliło, więc zasiedzieliśmy się nieco i w drogę powrotną zebraliśmy się, gdy było już dobrze po zmierzchu. Wracając do hotelu i korzystając z najodpowiedniejszych ku temu okoliczności zahaczyliśmy jeszcze w okolice kolonialnej willi, która była niegdyś siedzibą francuskiego gubernatora prowincji. W jej sąsiedztwie rośnie kilka olbrzymich drzew, będących domem dla (dosłownie!) tysięcy przedstawicieli pewnego gatunku nietoperza, charakteryzującego się imponującą, dochodzącą nawet do czterdziestu centymetrów rozpiętością skrzydeł. Za dnia śpią sobie słodko, wisząc bez ruchu na gałęziach, ale gdy tylko słońce schowa się za horyzontem budzą się do życia i wylatują na łowy.
__________
* Lub chociaż pisane innym niż tamtejszy alfabetem.
filmiki są świetne :) nietoperze musiały być przerażające, chciałabym zobaczyć zdjęcia :) i czekam na pocztówkę mam nadzieje, że kiedyś przyjdzie ;) Pozdrowionka
OdpowiedzUsuńNietoperze niczym z filmu Alfreda Hitchcocka. :-)
Usuń