Bangsal (Lombok) - Sumbawa - P.N. Komodo, 08-11.10.2016
Jak już wspomniałem poprzednio, dosyć rozczarowujący pobyt na Gili Meno postanowiliśmy zrekompensować sobie wypływając w rejs po wodach mórz Balijskiego i Flores. Perspektywa spędzenia na statku czterech dni wydała nam się na tyle ekscytująca, że nie zadając zbędnych pytań zapłaciliśmy wynegocjowaną sumę, podpisaliśmy się gdzie trzeba i zabraliśmy się za wczuwanie w role wilków morskich.
Ku naszemu zdziwieniu w praniu wyszło, że od wilków morskich różni nas jednak coś więcej niż brak tatuaży z kotwicą na jednym ramieniu i półnagiej kobitki na drugim. Kluczowa różnica tkwiła bowiem w tym, jak znieśliśmy sztorm, który rozpętał się ledwie opuściliśmy port i wypłynęliśmy na pełne morze. Bujało przeokrutnie, a gdy już się nazajutrz uspokoiło, któryś z chłopaków ze sponiewieranej całonocną walką z żywiołem załogi przyznał, że dawno już w takich warunkach nie płynął. Zanim to jednak nastąpiło tata spędził trochę czasu przechylony w pół przez burtę, rzygając jak kot po rabarbarze, a ja nie mogąc już patrzeć na falujący horyzont zaszyłem się w naszej kajucie. Z niespokojnego snu wyrwał mnie w środku nocy duszący smród spalin. Błyskawiczne dochodzenie wykazało, że miał on swoje źródło w znajdującym się tuż pod dziurawą podłogą silniku napędzającym łódź, więc nie pozostawało nam nic, jak tylko do tego przywyknąć. Ale co ja się będę na ten temat rozwodził, szczury lądowe i tak nie zrozumio.
Spieprzalibyśmy stamtąd w podskokach, gdyby nie to, że każdy kolejny dzień okazywał się lepszy od poprzedniego i całkowicie rekompensował nam wszelkie niedogodności. Codziennie, nie chcąc dłużej zażywać wysokooktanowych inhalacji, budziłem się dobrze przed świtem i wdrapywałem się na dach łodzi, gdzie byczyłem się podziwiając wschody słońca, przewijający się za prawą burtą surowy krajobraz Sumbawy, a kończąc na płonących wszystkimi odcieniami szkarłatu zachodach. W zasadzie, to nie schodził bym stamtąd wcale, ale tu na przeszkodzie stawał nasz kapitan, który gdy tylko miał w zasięgu wzroku jakąś wartą uwagi rafę koralową albo efektowną plażę natychmiast zarządzał przerwę na snorkling. Tym sposobem mieliśmy okazję popływać na kilku pięknych rafach za towarzystwo mając między innymi manty, płaszczki, kałamarnice i żółwie, a także całą masę ryb wszelkich kształtów i kolorów.
Czas mijał nam beztrosko i ani się obejrzeliśmy, a przyszła pora na finałowy akcent całego rejsu, czyli wizytę w Parku Narodowym Komodo. W poprzedzający ją wieczór zebraliśmy się wszyscy na pokładzie by dowiedzieć się, że z waranami będącymi główną atrakcją parku nie ma żartów i że całkiem niedawno na jednej z wysp zabłądził pewien francuski turysta i swój błąd przypłacił tym, że nazajutrz zostały z niego już tylko okulary.
Kapitan wykorzystał też tę okazję do wbicia szpili grupce Niemców, których sposób bycia wyraźnie wskazywał na to, że za bardzo wzięli sobie do serca słowa Nietschego o übermenschach i wyższości białej rasy. Zasugerował, że w trakcie czekających nas trekkingów pozostali powinni się ich trzymać, gdyż jeden z nich miał na nogach paskudne, wciąż nie zagojone rany po jakimś niedawnym wypadku i gdyby przypadkiem miało dojść do konfrontacji, z pewnością to właśnie on będzie pierwszym wyborem posiadających wyjątkowo czuły węch smoków. Naszym zachodnim sąsiadom miny natychmiast zrzedły, a stan ten pogłębił się jeszcze, gdy nazajutrz mieliśmy okazję spotkać na naszej trasie całe dziesiątki tych olbrzymich stworzeń. A muszę tu zaznaczyć, że to naprawdę imponujące skurczybyki, w niczym nie ustępujące naszym wcześniejszym wyobrażeniom. Z resztą wystarczy spojrzeć.
Co to za bestie! :-D Piękne rzeczy.
OdpowiedzUsuńNa ten wpis czekałem osobiście i na fotki. Z każdą podróżą coraz lepsze. :-)
Pozdro,
Janeno
Poza tym, filmiku nie da się obejrzeć.
OdpowiedzUsuńWrzuć przez youtuba, albo coś. :-)
Bawcie się dobrze!
Yo. Filmik poprawiony i w ramach przeprosin dodany jeszcze jeden.
OdpowiedzUsuńWow robi ogromne wrażenie to stworzenie! wielkie i odrażające! ukiekłabym gdzie pieprz rośnie! :) Pozrowionka !
OdpowiedzUsuńPaskudne typy, fakt.
UsuńEj, Aga, a zdradzisz chociaż inicjał nazwiska, bo ciężko mi Cię zidentyfikować :)
takie dwa dinozaury widzieliśmy w Bangkoku - opalały się nad jednym z kanałów wpadających do Chao Praya - ale tak blisko nie dały się podejść :(
OdpowiedzUsuńAha, zapomniałam dodać, że Tobie to takie "łódkowe bujanie" już nie straszne po przeżyciu sztormu pod Borholmem :)))
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa, Gośka. Ale że człowiek głupi, to wniosków nie wyciąga, tylko pcha się tam gdzie nie trzeba... Prosto w paszcze smoka, że tak to ujmę. Pozdro600
Usuń