wtorek, 15 maja 2012

Tajlandzkie osobliwości, część 4

Tajlandia, 10.03-02.05.2012

13.     Nie rycz mała, nie rycz

Dzieci są na całym świecie takie same. Jak im się coś uwidzi, to nie ma przebacz i zaczyna się histeria. W Polsce, kiedy ma się do czynienia z małym terrorystą, zanim dojdzie do ostateczności (czyt. rękoczynów) zwyczajowo stosuje się jeszcze dyplomatyczne próby zażegnania kryzysu w postaci postraszenia delikwenta Babą Jagą albo agentem Tomkiem. Zarówno w Tajlandii, jak i Laosie podobną funkcję pełni natomiast biały człowiek, a niegrzeczne dzieci straszy się mówiąc, że jak dalej takie będą, to przyjdzie farang i je zabierze.


14.     Każdy ma jakiegoś bzika

Ludzie z okolicznych krajów drwią sobie okrutnie z tajskich mężczyzn w związku z ich stosunkowo wysokimi głosami, które w połączeniu z wyjątkowo śpiewnym językiem często brzmią, delikatnie mówiąc, niewieścio. Czary goryczy dopełniają jeszcze ich filigranowe postury oraz łagodniejsze niż u sąsiadów rysy twarzy. Coś jest na rzeczy, my jednak mimo wszystko staniemy w ich obronie.

Jest pewna rzecz, bezsprzecznie wspólna dla wszystkich bez wyjątku facetów na świecie, która u Tajów występuje w stopniu wystarczającym, żeby uznać ich za pełnoprawnych, za przeproszeniem, członków tego grona. Mam na myśli niewyczerpaną potrzebę regularnego oddawania się jakiejś czasochłonnej i absolutnie bezproduktywnej czynności, takiej jak na przykład gra w bilarda, wędkarstwo czy filatelistyka.


Tajowie, gdy tylko znajdzie się wolna chwila z radością oddają się więc swoim ulubionym rozrywkom. Do najbardziej charakterystycznych zaliczyć należy przede wszystkim bierne lub aktywne uczestnictwo w walkach Muai Thai (narodowa sztuka walki), wspomniane już wcześniej pojedynki kogutów oraz szczególnie popularną na muzułmańskim południu kraju hodowlę ptaków, której owoce są potem przedmiotem zaciekłej rywalizacji z innymi dzielącymi to hobby pasjonatami.



15.     Bo chodzi o to, żeby było miło

Rozmawiając z buddystami (zarówno mnichami, jak i osobami świeckimi) wielokrotnie byliśmy zaskoczeni ich podejściem do tematu szczęścia. Wnioskując z kilku przeprowadzonych rozmów, nie jest to dla nich pojęcie wyłącznie abstrakcyjne, lecz coś nad czym należy świadomie pracować każdego dnia, nie pozwalając jednocześnie na przysłonięcie go przez krótkoterminowe cele i ambicje. Ich realizacja jest zazwyczaj jedynie namiastką szczęścia, o czym w wirze codzienności niejednokrotnie łatwo jednak zapomnieć i zgubić gdzieś umiejętność holistycznego spojrzenia na swoje życie i oceny jego jakości.

Zapobiegać takiej sytuacji można na wiele sposobów. Jednym z nich są będące w użyciu niewielkie książeczki, idealne do czytania w autobusie albo w kolejce, których treść ma za zadanie przypominać o tym, co w życiu ważne. Dowiedzieliśmy się o nich od Nuan, która przyłapana kiedyś przez Haneczkę na wertowaniu jednej z nich, wyjaśniła pokrótce główne przesłanie lektury. Nie komplikować prostych spraw, nie zamartwiać się, robić tak, żeby było miło.

Prawda, że proste? A nie dość, że proste, to chyba jeszcze w dodatku skuteczne, bo takich rzesz uśmiechniętych, bezproblemowych i życzliwych ludzi, jak w Tajlandii i Kambodży jeszcze nigdzie dotąd nie spotkaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz