Tanah Rata (Cameron Highlands), 04-06.05.2012
Pobyt w Ipoh był idealnym otwarciem malezyjskiego
etapu naszej podróży. Początkowo miał
to być jedynie przystanek przed dotarciem do naszego pierwszego świadomie
wybranego celu, czyli Cameron Highlands. Wyszło, jak wyszło, więc mając już za
sobą pierwsze efektowne doświadczenia, z jeszcze większym apetytem złapaliśmy nazajutrz
autobus do Tanah Rata, małej miejscowości położonej malowniczo na dnie otoczonej zielonymi
wzgórzami doliny.
Pierwszy rzut oka na okolicę przywiódł nam na myśl wspomnienie
Dalatu, który odwiedziliśmy kilka miesięcy temu w Wietnamie. Na bardziej
znośnym niż w reszcie kraju klimacie, zajmujących całe hektary plantacjach
truskawek oraz fakcie, że w rozwoju okolicy maczali palce Europejczycy podobieństwa
jednak się kończą. O ile w Dalacie główne atrakcje mieszczą się w obrębie
miasta, to uroda Tanah Rata zachęca raczej do ucieczki w okoliczne lasy. Może
to i dobrze, bo dzięki temu sporą część pobytu spędziliśmy wdrapując się na
dwa z trzech najwyższych szczytów w okolicy, będąc tym samym jedynie o krok od zdobycia
Korony Camerona.
Wzgórza Camerona porasta gęsty las mglisty. Jest to występująca
niezwykle rzadko w skali globu formacja, charakteryzująca się bujną roślinnością
oraz
utrzymującą się niezależnie od pory dnia i roku mgłą. Duża wilgotność powoduje, że rosnące
tam karykaturalnie powykrzywiane drzewa szczelnie porasta gruba warstwa mchów. Wygląda to po prostu fenomenalnie, a przy okazji tworzy szalenie mroczną i totalnie
odrealnioną atmosferę*.
Niezwykły charakter miejsca podkreślają jeszcze inne, ledwo możliwe
do wypatrzenia w gęstwinie, egzotyczne przykłady tutejszej flory. Żadnej z tych
roślin nie jesteśmy niestety w stanie nazwać, ale za to co do jednej mamy absolutną
pewność, że jest owadożerna (poniżej, pierwsza z lewej). Z tego natomiast, czego nie udało nam się zobaczyć, na wzmiankę zasługuje rosnący w tutejszych lasach największy na świecie kwiat. Osiągająca metr średnicy i 10 kilo wagi raflezja nie uznała niestety za stosowne zsynchronizowania z naszą wizytą swojego okresu kwitnienia. Mając jednak na uwadze, że przytrafia się jej on jedynie raz na kilka lat, to jesteśmy jej to w stanie wybaczyć.
Zjeżdżając ze szczytu Gunung Brinchang** na pace zatrzymanego
samochodu, pokonując któryś z niezliczonych zakrętów, zza rogu ukazał się nam widok absolutnie
spektakularny. Jak okiem sięgnąć, całą okolicę pokrywały plantacje herbaty. Mimo
zmęczenia zakończonym dopiero co podejściem oraz tego, że do najbliższej
miejscowości pozostawało jeszcze jakieś 5 km, resztę trasy postanowiliśmy
pokonać pieszo, napawając oczy niesamowitym widokiem bezkresu soczystej zieleni.
Na koniec ciekawostka etnograficzna. Któregoś dnia idąc ulicami sąsiedniego miasteczka, trafiliśmy na obchody hinduskiego święta Chitra Paruvam. Najbardziej wstrząsającym ich elementem jest praktykowana przez niektórych mężczyzn forma składanej bogom ofiary, będąca jednocześnie próbą udowodnienia sobie swojej zarówno fizycznej, jak i duchowej siły. Polega ona na okaleczeniu swojego ciała dziesiątkami szpikulców i haków, a następnie udaniu się w długą drogę do świątyni, dźwigając jednocześnie na barkach ozdobioną pawimi piórami i boskimi podobiznami konstrukcję. Cała sytuacja ma oczywiście również bogaty aspekt mistyczny, ale obserwując ją z bliska naprawdę nie sposób skupić się na czymkolwiek innym, niż to, co ma się przed oczami.
__________
* Idealnie w tę bajkową, w rozumieniu Braci Grimm, konwencję wpasował się spotkany po drodze
Drewniany Kaczor, który tak na marginesie, okazał się być niesamowicie wprost fotogeniczny.
** Na wysokości 2012 m.n.p.m. znajduje się tam stacja
meteorologiczna i platforma widokowa.
Trudno nie być pod wrażeniem tych widoków.
OdpowiedzUsuńMama i Jasiu.