niedziela, 29 stycznia 2017

Ogłoszenie duszpasterskie

Moi Drodzy,

Jadąc z Haneczką do Indii mieliśmy wielkie oczekiwania związane z całą masą przygód, które miałyby tu na nas czekać. I nie przeliczyliśmy się. Indie pochłonęły nas bez reszty swoim szaleństwem, totalnym nieokiełznaniem i wrażeniami nie z tej ziemi. Żywcem nie mam w związku z tym czasu na spisywanie naszych wspomnień czy tym bardziej syntetyzowanie tego, co tu przeżywamy.

Dlatego postanowiłem zmienić charakter bloga, zrezygnować z pisania, a skoncentrować się jedynie na zdęciach. Nie opowiedzą one wprawdzie o tym czego tu doświadczamy, ale pokażą miejsca i - przede wszystkim - ludzi, którzy nas otaczają oraz w pewnym stopniu oddadzą charakter osobliwego kraju jakim są Indie. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Jak trafi się jakiś deszczowy dzień i funkcjonalny internet to obiecuję wybrać kilka zdjęć z naszych początków w Indiach i je tu zamieścić.

Pozdro

niedziela, 22 stycznia 2017

Ceylon

Nuwara Eliya, 16-17.01.2017

Mając na Sri Lance do dyspozycji jedynie niewiele ponad tydzień uznaliśmy, że zamiast jeździć z punktu do punktu starając się zobaczyć ile tylko się da, spędzimy ten czas w jednym miejscu. Jednogłośnie postanowiliśmy olać ruiny starożytnych miast rozsiane w północnej części kraju i zobaczyć jak się sprawy mają w Hill Country, regionie słynącym z herbacianych plantacji.


Ceylon, zawdzięczający swą nazwę wyspie na której znajduje się Sri Lanka, stanowi jedną z najbardziej cenionych odmian herbaty. Mieliśmy w związku z tym spore nadzieje na możliwość skosztowania jej w najlepszym wydaniu. Zawiedliśmy się jednak srodze, bo jak się okazuje, to co najlepsze idzie na eksport, a nas wszędzie raczono jedynie herbacianą konfekcją z torebek Liptona. Krótko mówiąc, szewc bez butów chodzi.


Nie zrażeni tym niepowodzeniem, wrażeń postanowiliśmy szukać u herbacianego źródła, czyli krążąc na motorze po rozsianych po okolicy plantacjach. Był to strzał w dziesiątkę i jak później stwierdziliśmy, najpiękniejsze przeżycie od czasu Baganu. Przez bite dwa dni byliśmy nieprzerwanie otoczeni oszałamiającą zielenią i jeżdżąc od jednego do drugiego punktu widokowego nie mogliśmy wprost wyjść z podziwu jak tam pięknie. Zdecydowanie trzeba będzie kiedyś tam wrócić. Tym bardziej, że Lankijczycy to przesympatyczni, bystrzy, niesamowicie otwarci ludzie i w dodatku zwykle władający angielszczyzną, przez co kontakt z nimi często przeradzał się w faktyczną żywą interakcję.





Głównym punktem programu miała być oczywiście obserwacja słynących ze swojej fotogeniczności pań zbierających herbatę. Te dla odmiany nie zawiodły naszych oczekiwań nic a nic i kompletnie nie zawracając sobie głowy naszą obecnością z charakterystyczną dla siebie gracją robiły co do nich należy, co z resztą zaowocowało kilkoma całkiem niezłymi zdjęciami. Voila.



środa, 18 stycznia 2017

Don Wasyl i spółka

Kandy, Nuwara Eliya (Sri Lanka), 13-15.01.2017

W południowo-wschodniej Azji spędziliśmy już trochę czasu i zdążyliśmy mocno przywyknąć do tamtejszych realiów. Z jednej strony to dobrze, bo czuliśmy się tam jak u siebie i wszystko przychodziło nam z łatwością. Z drugiej jednak nie mieliśmy już co liczyć na satysfakcjonującą dawkę podróżniczej adrenaliny. Do tego potrzebna nam była radykalna zmiana w sensie nie tyle geograficznym, co wręcz cywilizacyjnym. Rozpatrzyliśmy więc kilka możliwych scenariuszy i uznaliśmy zgodnie, że dalszą część podróży spędzimy w Indiach. 

W związku z tym, że w indyjskim urzędzie imigracyjnym ktoś najwyraźniej postradał zmysły, po stosowną do naszych planów wizę zmuszeni byliśmy udać się przedtem jeszcze na Sri Lankę. Niby wkurzające, kiedy jakiś urzędniczy idiotyzm rzuca nas po świecie nie pytając o zdanie, ale po kilku dniach spędzonych tutaj wiemy, że jesteśmy mu to w stanie wybaczyć.

Sri Lanka pełna jest niespodzianek, a jedną z nich są jej mieszkańcy, część spośród których wyglądem, jak i w pewnym stopniu sposobem bycia przypomina nam... Cyganów. Rzuciło nam się to w oczy, gdy w nocnym autobusie do Kandy kierowca odpalił dvd z koncertu żywcem przypominającego występ Don Wasyla z zespołem Roma, gdzie czarnowłose piękności wywijały falbaniastymi spódnicami do melodii wygrywanych przez nie stroniących od złotej biżuterii i barwnych kamizelek muzyków. Wrażenie to pogłębiła jeszcze potem codzienna obserwacja Lankijczyków (między innymi niewielki wspólny melanżyk) oraz świadomość potwierdzonej badaniami teorii, zgodnie z którą Cyganie wywodzić się mają właśnie z tych okolic.



Tyle na dzisiaj. Na koniec wrzucam jeszcze kilka zdjęć z ryneczków z Kandy i Nuwara Eliya, które szturmem, dzień po dniu wdarły się do ścisłej czołówki najpiękniejszych jakie dotąd widzieliśmy. Poezja.





środa, 11 stycznia 2017

W telegraficznym skrócie

Tajlandia, Malezja, 20.12.2016-12.01.2017


Bangkok (Tajlandia), 20-22.12.2016

W Tajlandii trwa roczna żałoba po śmierci króla Bhumibola Adulyadeja. W ramach opłakiwania zmarłego w połowie października monarchy na położonym tuż przy Pałacu Królewskim terenie, rozmiarem i charakterem przypominającym nasze krakowskie Błonia, odbywa się gigantyczna stypa. W jej organizację zaangażowane są całe zastępy wojska oraz wolontariuszy codziennie przygotowujących i wydających przybyłym tony jedzenia oraz hektolitry napojów. Powszechne jest przekonanie, że prędzej czy później przybędzie tu każdy Taj, by w symboliczny sposób okazać swój żal i pożegnać się ze swoim władcą. Nie dziwi nas to wcale, gdyż mamy z grubsza świadomość tego, jak wyjątkową osobą dla Tajów był ich król oraz co przez ponad pół wieku rządów zrobił dla rozwoju swojej ojczyzny. Ich rozpacz rozumiemy tym bardziej w kontekście tego, że na tronie zastąpi go jego syn, playboy i melanżownik, który mimo iż swoim podejściem do życia jest bliski memu sercu, to jednak niekoniecznie widzę go jako głowę państwa. Z resztą, obczajcie typa w googlu. Mając takiego króla, stypa to już za mało i każdy Taj powinien raczej dostać po flaszce, by móc się porządnie upić. Na smutno, rzecz jasna.






Phuket, Ao Nang, Ko Phi Phi, 23.12.2016-03.01.2017

Plaża palmy, drinki z parasolkami, szampan i takie tam...

Tak się sympatycznie złożyło, że kilkoro naszych znajomych podobnie jak my uznało, że nie głupim pomysłem byłoby spędzenie Świąt i Nowego Roku na tajskich plażach.





Hat Yai, 03-04.01.2017

Jak już wspomniałem, jadąc sobie elegancko w kierunku Malezji zostaliśmy bez uprzedzenia zaatakowani przez szalejącą na południu Tajlandii powódź. Skandal! Były nerwy i przez chwilę wydawało się nawet, że przemierzając podtopione wsie i miasta zanurzonym do połowy autobusem i nam się oberwie. Ostatecznie skończyło się jednak tylko na końcu kariery naszego komputerka, który w wyniku nie planowanej kąpieli przeniósł się do krainy wiecznych łowów. A że mimo sugestii nie daliście w jego intencji na tacę, to tak się to właśnie skończyło.


George Town (Malezja), 05-07.01.2017

Pięć lat temu w stolicy Kambodży, Phnom Penh upatrzyliśmy sobie pewną knajpkę, w której za tło do serwowanych tam dań służyły wyświetlane na mikrych rozmiarów telewizorku zawody tzw. Lwiego Tańca. Mimo że bardzo spodobała nam się ta wywodząca się z chińskiej kultury tradycja, to wspomnienia o niej z czasem jednak wyblakły. Na szczęście naszą pamięć odświeżył, a wspomnieniom przywrócił kolory pokaz, który z okazji zbliżającego się wielkimi krokami Chińskiego Nowego Roku odbywał się na malezyjskiej wyspie Penang. Czad!



Przy okazji wklejam link do filmu z innym tradycyjnym chińskim tańcem, którym podzielił się z nami w autobusie pewien pochodzący z Państwa Środka współpasażer. Podziwiajta.
youtube.com/watch?v=Ra8G255E60Y


Kuala Lumpur, 08-12.01.2017

Podobnie jak pięć lat temu z południowo-wschodnią Azją żegnamy się w Kuala Lumpur. Analogie na tym się nie kończą, bo również i tym razem udało nam się spotkać z poznanym tu poprzednio Hafizim, który specjalnie dla nas przyjechał z oddalonego o trzy godziny jazdy Ipoh. Zabrał nas na kolację do tej samej co wtedy knajpy, a potem zgodnie ze świecką tradycją pojechaliśmy jeszcze na herbatę na położony za miastem punkt widokowy, z którego rozpościera się niezwykły widok na prawdziwą perełkę miasta, czyli Petronas Towers.




----------
Przeleciałem tak pobieżnie przez ostatnie trzy tygodnie dlatego, że opuszczamy południowo-wschodnią Azję i chcę mieć już ten temat zamknięty. Dziś wieczorem, 12.  stycznia o 15:00 czasu polskiego lecimy na Sri Lankę, skąd w najbliższych tygodniach postaramy się przedostać na południe Indii. Zamykamy tym samym plażowo-wakacyjny etap podróży i przechodzimy z powrotem w tryb przygodowy. Będzie się działo!