Tajlandia, Malezja, 20.12.2016-12.01.2017
Bangkok (Tajlandia),
20-22.12.2016
W Tajlandii trwa roczna żałoba po śmierci króla Bhumibola
Adulyadeja. W ramach opłakiwania zmarłego w połowie października monarchy na położonym
tuż przy Pałacu Królewskim terenie, rozmiarem i charakterem przypominającym
nasze krakowskie Błonia, odbywa się gigantyczna stypa. W jej organizację
zaangażowane są całe zastępy wojska oraz wolontariuszy codziennie
przygotowujących i wydających przybyłym tony jedzenia oraz hektolitry napojów. Powszechne
jest przekonanie, że prędzej czy później przybędzie tu każdy Taj, by w
symboliczny sposób okazać swój żal i pożegnać się ze swoim władcą. Nie dziwi
nas to wcale, gdyż mamy z grubsza świadomość tego, jak wyjątkową osobą dla
Tajów był ich król oraz co przez ponad pół wieku rządów zrobił dla rozwoju
swojej ojczyzny. Ich rozpacz rozumiemy tym bardziej w kontekście tego, że na
tronie zastąpi go jego syn, playboy i melanżownik, który mimo iż swoim
podejściem do życia jest bliski memu sercu, to jednak niekoniecznie widzę go
jako głowę państwa. Z resztą, obczajcie typa w googlu. Mając takiego króla, stypa to już
za mało i każdy Taj powinien raczej dostać po flaszce, by móc się porządnie
upić. Na smutno, rzecz jasna.
Phuket, Ao Nang, Ko Phi Phi,
23.12.2016-03.01.2017
Plaża palmy, drinki z parasolkami, szampan i takie tam...
Tak się sympatycznie złożyło, że kilkoro naszych znajomych
podobnie jak my uznało, że nie głupim pomysłem byłoby spędzenie Świąt i Nowego
Roku na tajskich plażach.
Hat Yai, 03-04.01.2017
Jak już wspomniałem, jadąc sobie elegancko w kierunku
Malezji zostaliśmy bez uprzedzenia zaatakowani przez szalejącą na
południu Tajlandii powódź. Skandal! Były nerwy i przez chwilę wydawało się
nawet, że przemierzając podtopione wsie i miasta zanurzonym do połowy autobusem i
nam się oberwie. Ostatecznie skończyło się jednak tylko na końcu kariery
naszego komputerka, który w wyniku nie planowanej kąpieli przeniósł się do
krainy wiecznych łowów. A że mimo sugestii nie daliście w jego intencji na
tacę, to tak się to właśnie skończyło.
George Town (Malezja),
05-07.01.2017
Pięć lat temu w stolicy Kambodży, Phnom Penh
upatrzyliśmy sobie pewną knajpkę, w której za tło do serwowanych tam dań
służyły wyświetlane na mikrych rozmiarów telewizorku zawody tzw. Lwiego Tańca. Mimo że bardzo spodobała
nam się ta wywodząca się z chińskiej kultury tradycja, to wspomnienia o niej z
czasem jednak wyblakły. Na szczęście naszą pamięć odświeżył, a wspomnieniom
przywrócił kolory pokaz, który z okazji zbliżającego się wielkimi krokami Chińskiego Nowego Roku odbywał się na malezyjskiej
wyspie Penang. Czad!
Przy okazji wklejam link do filmu z innym tradycyjnym chińskim tańcem, którym podzielił się z nami w autobusie pewien pochodzący z Państwa Środka współpasażer. Podziwiajta.
youtube.com/watch?v=Ra8G255E60Y
Kuala Lumpur,
08-12.01.2017
Podobnie jak pięć lat temu z południowo-wschodnią Azją
żegnamy się w Kuala Lumpur. Analogie na tym się nie kończą, bo również i tym
razem udało nam się spotkać z poznanym tu poprzednio Hafizim, który specjalnie
dla nas przyjechał z oddalonego o trzy godziny jazdy Ipoh. Zabrał nas na
kolację do tej samej co wtedy knajpy, a potem zgodnie ze świecką tradycją
pojechaliśmy jeszcze na herbatę na położony za miastem punkt widokowy, z którego
rozpościera się niezwykły widok na prawdziwą perełkę miasta, czyli Petronas
Towers.
----------
Przeleciałem tak pobieżnie przez ostatnie trzy tygodnie dlatego, że opuszczamy południowo-wschodnią Azję i chcę mieć już ten temat zamknięty. Dziś wieczorem, 12. stycznia o 15:00 czasu polskiego lecimy na Sri Lankę, skąd w najbliższych tygodniach postaramy się przedostać na południe Indii. Zamykamy tym samym plażowo-wakacyjny etap podróży i przechodzimy z powrotem w tryb przygodowy. Będzie się działo!