Lac Bam, Son La, Tuan Giao, Than Uyen, Sapa, 24-28.11.2011
...a w zasadzie tercet, bo jest przecież jeszcze Haneczka i w takiej właśnie doborowej obsadzie przyjdzie nam przez najbliższe tygodnie przemierzać Wietnam, ze słownika interesujących nas pojęć wykreślając takie słowa jak autobus, bilet czy dworzec, w zamian wzbogacając go o takie zwroty jak "do pełna proszę", czy wypowiadane w sytuacjach kryzysowych "jeszcze, k$%#&, chwila i mi chyba tyłek zaraz odpadnie"."Rura, Przegrzeb, rura, nie zwalniaj w mieście.
Przegrzebek, o więcej prosić nie śmiem, tylko wieź mnie.
Chociaż tyle razy już mi się zepsułeś,
Na zawsze ty i ja - wierzę w ten duet."*
Dla zupełnej jasności wyjaśniam, że Przegrzebek, to motor marki Honda Splendid Mover z silni(cz)kiem o pojemności 110cc. Wielokrotnie dotąd próbowano nam wmawiać, że tak naprawdę jest rzekomo tanią, chińską podróbką japońskiego oryginału. My jednak wiemy swoje i takie podłe pomówienia bez wahania wkładamy między bajki, nie mając najmniejszych wątpliwości, że nasz Przegrzebek jest w prostej linii potomkiem samurajów. Jeśli ktoś mimo wszystko nadal twierdzi inaczej, powinien liczyć się z konsekwensjami.
Pierwszy dzień po tym, jak weszliśmy w jego posiadanie spędziliśmy na objeżdżaniu okolicy Lac Bam, w celu nie tyle krajoznawczym, co raczej żeby się trochę lepiej wzajemnie poznać, opanować podstawowe tajniki jazdy na jednośladzie i móc nazajutrz bez większego strachu ruszyć na podbój szos. Cały proces przebiegł generalnie gładko, a jedyny zgrzyt polegał na tym, że Przegrzebek nie uznał za stosowne, żeby we właściwym ku temu momencie podzielić się z nami swoim wstydliwym sekretem. Otóż Przegrzebek nie lubi pod górkę. Bardzo lubi jechać po płaskim, nie ma też nic przeciwko, kiedy droga stromymi serpentynami prowadzi w dół, ale pod górkę... no cóż... nie bardzo. Stawało się to dla nas stopniowo jasne podczas pierwszych dni w trasie, a okoliczności ku temu było całe mnóstwo, gdyż północny Wietnam to teren mocno górzysty.
Początkowo puszczaliśmy mimo uszu jego towarzyszące stromym podjazdom postękiwania, zrzucając je na karb tremy debiutanta, który zapewne po raz pierwszy w karierze opuścił swoją wioskę i ruszył w wielki świat (gdy go kupiliśmy miał niewiele ponad 1000km na liczniku). Później z kolei próbowaliśmy dopatrzyć się korelacji pomiędzy jego niedomaganiem, a ciężarem, który przyszło mu dźwigać, ostatecznie jednak porzuciliśmy ten trop, widząc, jak wyprzedzają nas kolejno inne, absurdalnie wprost objuczone, motory.
Dla ścisłości wspomnę, że nasza współpraca z Przegrzebkiem od samego początku nie była usłana różami. W ciągu pierwszych dwóch dni w trasie dwukrotnie zdarzyło mu się złapać gumę, a za drugim razem konieczna też była wymiana opony i, na wszelki wypadek, klocków hamulcowych. Kilkakrotnie też szwankował pedał zmiany biegów, który ostatecznie wymieniliśmy na nowy i od tego czasu jest w tym temacie spokój. Dodatkowo jego silnik, jak wynika z naszych wnikliwych obserwacji lubi olej silnikowy, jak nie przymierzając Renata Beger owies. Tę przypadłość na szczęście udało nam się wykorzystać na naszą korzyść i obietnicę dolewki jego ulubionego płynu stosujemy odtąd jako zachętę (a może szantaż? Sam już nie wiem) do wjechania na najbliższą górkę lub przejechania kolejnych kilometrów.
Żeby nie było jednak, że takie z nas wyrachowane bestie, które metodą kija i marchewki chcą podporządkować sobie Bogu ducha winną maszynę. Nic z tych rzeczy! W ramach usprawiedliwienia muszę dodać, że nasze wzajemne relacje staramy się opierać na zdrowym dialogu i zawsze dążymy do osiągnięcia satysfakcjonującego obie strony kompromisu. Przykład pierwszy z brzegu. Przegrzebek, jak już wspomniałem, nie lubi pod górę. Nie ciśniemy go więc, żeby łykał jedno wzniesienie za drugim, tylko gdy czujemy, że się bidoczek już się trochę zziajał robimy przerwę i chłodzimy mu bebechy wylewając na niego dwie butle wody, które wozimy ze sobą specjalnie na tę okoliczność. Kiedy natomiast mieliśmy w perspektywie stromy ponaddwudziestokilometrowy podjazd do Sapy poszliśmy mu na rękę do tego stopnia, że w trosce o jego dobre samopoczucie większość trasy jedno z nas (tzn. ja albo Haneczka) pieszo gramoliło się do góry, a drugie na odciążonym motorze, nie forsując tempa, powoli pokonywało dystans. Wszystko po to, żeby Przegrzebkowi było dobrze i żeby nie miał większych powodów do zrzędzenia. No i niech mi ktoś powie, że takiemu to nie dobrze.
Przegrzebek natomiast (co wynika zapewne z zapisanych w jego japońskich genach zasad kodeksu bushido) odwdzięcza nam się za tę troskliwą opiekę doworząc nas tam, gdzie tylko sobie zażyczymy. W ciągu pierwszych pięciu dni udało nam się wspólnie przejechać jakieś poł tysiąca kilometrów. Rozpoczynając w Lac Bam, z międzylądowaniami w Son La, Tuan Giao i Than Uyen dotarliśmy ostatecznie do Sapy.
Porzucenie wariantu dworcowo-autobusowego na rzecz przemierzania Wietnamu na motorze ma tę zasadniczą zaletę, że daje nam wolność, tak w doborze trasy, jak i miejsc gdzie chcemy się zatrzymać. Zaowocowało to jak dotąd masą pięknych zdjęć, a co jeszcze bardziej istotne stworzyło wyśmienite okazje do interakcji z lokalsami, dla których jako przybysze z dalekiego kraju stanowimy również sporą atrakcję. Jak dotąd najfajniejszym tego przejawem była sytuacja, kiedy jadąc z Tuan Giao do Than Uyen zatrzymaliśmy się przy jakimś domu, żeby schłodzić Przegrzebka i uzupełnić zapasy wody. Chwilę później jedliśmy już obiad z całą mieszkającą tam rodziną (zdjęcie poniżej), na lepsze trawienie wlewając w siebie kieliszkami jakiś tam ich miejscowy bimber.
Co tu dużo gadać, mimo swoich słabych stron i kapryśnej natury Przegrzebuś jest dla nas codziennym źródłem megaatrakcji i zapewnia nam przygody jak się patrzy. Czysta frajda!
Rura, Przegrzeb, rura!
__________
* Fragment tekstu utworu szczecińskiego rapera Łony pt. "Helmut rura!". Oryginalne "Helmuty" zastąpiłem pasującymi do okoliczności "Przegrzebkami".
Przegrzebek - arystokrata szos!
OdpowiedzUsuńHaneczko czy Ty potrafisz zaplatać włosy w tak pięknego koka, jak dziewczęta na zdjęciu?? I czy ten guzik ma jakieś większe znaczenie???
OdpowiedzUsuń