Nyaung U, 02-05.12.2016
Podróżowanie po Birmie nocnymi autobusami cechuje pewna niezbyt sympatyczna przypadłość. Rozkłady ich jazdy bywają często, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane i powszechną jest sytuacja, że w dziesięciogodzinny kurs wyrusza się - dajmy na to - o 17:00, fundując pasażerom przybycie na miejsce o trzeciej nad ranem. Jakby tego było mało, nierzadko jazdę kończy się nie w centrum docelowej miejscowości, a na jakimś smętnym dworcu usytuowanym w najlepszym razie kilka kilometrów od niej. I właśnie dokładnie tak wyglądało nasze przybycie do Baganu.
Na domiar złego, gdy godzinę później dotarliśmy wreszcie do hotelu, zostaliśmy brutalnie odarci z marzeń o prysznicu i drzemce. Okazało się bowiem, że na pokój będziemy zmuszeni czekać aż do południa. Gdy morale zaczynało lecieć na łeb na szyję, sytuację diametralnie odmieniło pojawienie się jednego z pracowników hotelu, który zaproponował nam wypożyczenie na cały dzień motorów. Dało nam to niespodziewanego kopa energii i zamieniło nieszczególnie rokujący dzień na jeden z najlepszych, a już na pewno najintensywniejszy jak dotąd w naszej podróży. W trasę ruszyliśmy jeszcze przed świtem, w egipskich ciemnościach szukając efektownego punktu do obserwacji wschodu słońca, a skończyliśmy całkowicie wypompowani, ale zadowoleni jak jasny gwint dobrze po jego zachodzie.
Park Archeologiczny Bagan jest dla Birmy tym, czym Angkor dla Kambodży, czyli najbardziej imponującym zespołem zabytków w kraju, a jednocześnie głównym powodem do jego odwiedzenia. Na terenie parku znajduje się ponad trzy tysiące pagód i stup zbudowanych w znakomitej większości pomiędzy XI a XIII w.n.e. Co ciekawe, mimo imponującej metryki nie jest on jednak objęty patronatem UNESCO, a wszystko za sprawą sposobu w jaki od lat przeprowadzana jest jego renowacja. Otóż do prób przywrócenia blasku i funkcjonalności tutejszych świątyń podchodzi się bez zbędnych ceregieli. Kupuje się po prostu wór cementu, bierze narzędzia i zabiera do roboty, nie konsultując się przy tym z takimi fachowcami jak choćby historycy sztuki.
Pierwszego spędzonego tu dnia zdążyliśmy odwiedzić wystarczająco dużo świątyń, żeby po raz kolejny przekonać się, że poza chlubnymi wyjątkami jest z nimi podobnie jak z malarstwem impresjonistów. Najlepiej podziwiać je z pewnej odległości, z bliska nie robią już bowiem aż tak powalającego wrażenia.
Pomni tej nauki, na ich obserwacji spędzaliśmy jedynie przecudnej urody wschody i zachody, pozostałą część dnia goniąc wiatr po okolicznych wioskach. Te okazały się nad wyraz malownicze, a ich mieszkańcy zupełnie nieprzywykli do przedkładania ich towarzystwa ponad eksplorację świątyń. Nie mieli więc nic przeciwko naszemu zainteresowaniu, a wręcz je odwzajemniali, co dawało spore możliwości do interakcji. W związku z tym udało nam się chociażby spędzić przerwę obiadową z pracującą na polu orzeszków ziemnych rodziną czy stać się atrakcją dnia w pewnym lokalnym sklepiku, gdzie trafiliśmy w poszukiwaniu wody. Ta ostatnia sytuacja była szczególnie zabawna, bo od momentu gdy przekroczyliśmy próg systematycznie rosło grono obserwatorów, a zawiadująca sklepem pani imała się wszelkich sposobów, żeby nas zatrzymać, dostarczając tym samym rozrywki przybyłym gapiom. Poczęstowała nas więc obiadem, zrobiła kawę, a nawet w trosce o nasz komfort i dobre samopoczucie wachlowała, gdy zauważyła jak męczy nas upał. Pięciogwiazdkowy lokal, mówiąc krótko.
Każdy kolejny spędzony według powyższego klucza dzień utwierdzał nas tylko w wyrobionym już wcześniej przekonaniu, że atrakcje atrakcjami, ale to co najlepsze w podróży zazwyczaj jest gdzieś pomiędzy i dotyczy po prostu przyglądania się codziennemu życiu miejscowych.
Uważam, że pierwsze zdjęcie powinien od Ciebie kupić Windows i dać na domyślną tapetę pulpitu w następnej wersji.
OdpowiedzUsuńDobrze, że coś wrzuciłeś. :-)
Jakie macie plany najlbliższe? Co po Birmie?
Yo.
UsuńNic nie wrzucalismy, bo duzo sie dzieje i musialbym chyba ze snu zrezygnowac, zeby chociaz zdjecia przejrzec i cos wybrac.
A do tego przez tydzien plazowalismy w Ngwe Saung, a tam latwiej o pieczonego szczura na patyku niz o internet.
Okolice Swiat i Sylwestra przeplazujemy w Tajlandii z trojka znajomych co tu do nas z krk przylatuja, wiec ogien!
Pozdro z BKK
Cudownych chwil na plaży i upalnego Sylwestra da rana :))
OdpowiedzUsuńHaneczka, jeśli złapiesz internet, odpiszesz mi na maila? Bardzo Cie proszę:)
Pozdrowionka i uściski!
Zdjęcia SUPER!!! mega super
OdpowiedzUsuń