piątek, 25 listopada 2016

Komarze, niech cię srodze los pokarze!

...czyli plaża, palmy, drinki z parasolkami, szampan i takie tam

Ko Phangan (Tajlandia), 06-08.11.2016

Bardzo lubimy tropikalny klimat, podoba nam się głęboka zieleń tropikalnych lasów i zgodnie przyznamy, że nie ma lepszego miejsca na błogi odpoczynek niż tropikalna plaża. Za skarby świata nie przekonamy się natomiast do fajności tropikalnych chorób, jedną z których, konkretnie dengą, poczęstował mnie pewien kophangański komar. Zabrał mi tym sposobem dwa tygodnie z życia, Haneczce spierniczył doszczętnie początek podróży, a jakby jeszcze tego było mało, to uniemożliwił mi porządne pożegnanie się z tatą, któremu z tego wszystkiego nie zdołałem powiedzieć osobiście, że strasznie fajnie się z nim podróżowało.

Komarze, a żeby ci w związku z powyższym aparat ssąco-kłujący sparchaciał!





poniedziałek, 21 listopada 2016

Angkor

Siem Reap, 29-31.10.2016


Cały manewr związany z naszą przykrótkawą wizytą w Kambodży podyktowany był w zasadzie wyłącznie jednemu celowi. Skoro już jakimś sposobem udało mi się przytargać tatę do południowo-wschodniej Azji, to byłoby absolutnie niewybaczalne, gdyby puścić go potem z powrotem do domu nie pokazując mu niekwestionowanej perły całego regionu. Mowa oczywiście o Angkorze, czyli ruinach stolicy Imperium Khmerskiego, państwa które pomiędzy IX a XV w.n.e. trzęsło całym półwyspem Indochińskim i dało początek temu, co obecnie znamy pod nazwą Królestwa Kambodży. Znajdujący się nieopodal Siem Reap kompleks słynie nie tylko z niewyobrażalnej liczby malowniczych świątyń, ale także ze znakomicie zachowanych budowli o charakterze inżynieryjno-infrastrukturalnym, które w czasach świetności pozwoliły Khmerom wyprzedzić swoje czasy i osiągnąć prymat na regionalnej scenie politycznej. Kluczowe w tej kwestii było skuteczne zapanowanie nad przybierającymi w porze monsunowej rzekami i umiejętność gromadzenia zapasów wody na porę suchą. W tym celu zbudowano tu przed wiekami skomplikowany system kanałów, a stanowiące jego serce olbrzymie zbiorniki po dziś dzień budzą zachwyt naukowców, którzy podobnie jak w przypadku egipskich piramid, nie znaleźli jeszcze satysfakcjonujących odpowiedzi na wszystkie pytania odnośnie zastosowanych tu technologii.


Czując powagę sytuacji, do zwiedzania postanowiliśmy podejść na poważnie. Wynajęliśmy więc tuk-tukarza, z którym dwukrotnie jeszcze grubo przed świtem dotarliśmy pod najsłynniejszą ze świątyń - Angkor Wat w nadziei na niezapomniany wschód słońca. Niestety nie udało się nam trafić na wymarzoną ferieę kolorów i dzień przywitał nas za każdym razem dość pochmurno i cokolwiek monochromatycznie. Nie ma jednak tego złego, bo zaczynając dzień tak wcześnie i do tego wiele godzin przed największymi upałami, mieliśmy aż nadto czasu by móc odwiedzić zarówno miejsca leżące przy standardowych szlakach, jak i te znacznie dalsze, nie odwiedzane tak licznie przez turystów.


Duża część znajdujących się w Angkorze świątyni zbudowana została w oparciu o zawarte w mitologii hinduistycznej wyobrażenie kosmosu. Położona na samym środku budowli wielka, piramidalna wieża symbolizuje wtedy świętą górę Meru, siedzibę bogów i centrum wszechświata, a otaczające ją mury oraz niższe kondygnacje - kolejne wszechświaty hinduskiej kosmologii. Częstym motywem są też fosy i balustrady przedstawiające bogów i demony przeciągających jak linę ciało gigantycznego węża. Z resztą, będąc tu uderza fakt, że generalnie gdzie człowiek nie spojrzy, to każdy element, każde zdobienie naznaczone jest jakąś bliżej mi nie znaną symboliką. Mając chęć i zapał możnaby swobodnie spędzić tu całe miesiące doktoryzując się z najdrobniejszych nawet detali i rozszyfrowując ich znaczenie pod czujnym okiem spoglądających zewsząd zagadkowych oblicz bóstw i innych postaci mitologicznych.




Natomiast tam, gdzie czas obszedł się z budowlami mniej delikatnie i nie sposób już docenić kunsztowności oryginalnych zdobień, można poczuć się jak Indiana Jones i podziwiać to, co dla umiarkowanego pasjonata historii najefektowniejsze, czyli porośnięte dżunglą świątynie. No niech mi ktoś powie, jak tu się nimi nie zachwycać?




czwartek, 10 listopada 2016

Z ostatniej chwili

Podczas naszego pobytu w Tajlandii Szczepan zarazil sie denga (choroba przenoszona przez komary). Jest w kiepskim stanie w szpitalu w Bangkoku. Goraczka dochodzi do 40 st, jest pod kroplowka i stala opieka lekarza. Do czasu az unormuje sie jego stan zawieszamy bloga.
Trzymajcie za nas kciuki!

Chwilowo bez odbioru
Hania


Ps. Kto rządzi na oddziale, ja się pytam?

niedziela, 6 listopada 2016

Stare śmieci

Phnom Penh (Kambodża), 26-27.10.2016

Tak jak inżynierowi Mamoniowi w "Rejsie" podobały się melodie, które już raz słyszał, tak i ja sporą przyjemność czerpię z ponownego odwiedzania miejsc, w których już kiedyś byłem. Świetnie się więc złożyło, że po ponad trzech tygodniach włóczenia się po Indonezji, kilka następnych dni mieliśmy okazję spędzić w znanym mi już z poprzedniej podróży Phnom Penh.

Wizyta w stolicy Kambodży była znakomitą okazją, żeby powspominać jak to było kiedyś, gdy byłem równie piękny i młody co teraz oraz skonfrontować obraz miasta, który wyrył mi się w pamięci z tym, co miałem aktualnie przed oczami. Wtedy przyjeżdżając spodziewałem się najgorszego, a zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony widokiem kraju rozwijającego się i jak mi się wówczas wydawało, zmierzającego ku lepszemu*. Coś jednak sprawiło, że zmieniła mi się optyka i tym razem tak różowo tego już nie odebrałem. Tym co szczególnie rzuciło mi się w oczy był brak jakiejś odgórnej wizji na zagospodarowanie milionów żyjących w kraju ludzi, o czym rozmawialiśmy później przy obiedzie z kierowcą, który obwoził nas po Angkorze. Z żalem przyznał, że przemysł w Kambodży w zasadzie nie istnieje, a w instytucjach państwowych troskliwie kultywuje się nepotyzm, więc całe masy ludzi nie mając szans na bycie przez kogoś zatrudnionym, zabierają się za handel jakąś drobnicą lub - tak jak on - dołączają do rzesz tuk-tukarzy. W obu przypadkach podaż świadczonych usług znacznie przewyższa popyt na nie, więc nie dość, że o klienta nie łatwo, to jeszcze niewidzialna ręka rynku nie pozwala utrzymać cen na satysfakcjonującym poziomie. Swój udział w tym jak wygląda to teraz albo wręcz tego źródło stanowi fakt, że podczas wojny domowej kilka dekad temu chcąc zbudować w kraju rolniczą utopię, na celownik wzięto krajową inteligencję, której przedstawicieli wycięto niemal do nogi. W efekcie drastycznie zubożyło to pulę genów i obecnym pokoleniom Khmerów wyraźnie brakuje pomysłu na poprawę swojej sytuacji i wyrwanie się z biedy. Przygnębiające to jak jasna cholera, więc kończę ten wątek i wracam do przyjemniejszych kwestii.

Pałac Królewski i kilka innych interesujących mnie miejsc z turystycznej mapy miasta miałem już obcykane, a tata nie czuł potrzeby, żeby nakłaniać mnie do powtórnych odwiedzin, całe dwa dni poświęciliśmy więc na beztroskie szwendanie się i przyglądanie się ludziom. Spośród nich szczególnie wpadli mi w oko niebywale wprost fotogeniczni handlarze ze stołecznych bazarów.





----------
* jaktotakto2011.blogspot.com/2012/02/somnaan-lao.html